niedziela, 25 stycznia 2015

38. Wspomnienia

No cóż, Oironio znowu nominowała mnie "Nominacji pozytywnych myśli" i znowu nie wiedziałam, na czym ona polega. Na szczęście szybko przyszła pomoc, a kochaną Oironię kiedyś uduszę za te nominację... Ale i tak się cieszę i chcę jeszcze xD Wiecie, to świetna zabawa :D

A więc ta zabawa polega na tym, aby przywołać jakieś miłe wspomnienia. Cóż, nie pamiętam nawet roku, w którym owe wydarzenia miały miejsce, ale miejmy nadzieję, że nie poknocę czegoś i nie będę musiała tłumaczyć każdemu, co, gdzie, jak i kiedy. I nie wymagajcie ode mnie, żeby to było chronologicznie, bo to się za Chiny Ludowe nie uda :) 



Maj, 2005 r.

Wzięłam wtedy udział w konkursie piosenki przedszkolnej. No tak, już od małego lubiłam wyć po całym domu. A tu dodatkowo musiało mnie słuchać całe przedszkole plus jeszcze gromada ludziów, których nie znałam. No, ale cóż. Wgramoliłam się na scenę i się zaczęło.... Dzięki Ci Boże, że nie mam z tego żadnego nagrania, bo bym go chyba własnoręcznie spaliła. No, ale dyplom za drugie miejsce jeeeest! :D Było do tego coś jeszcze, gra, albo puzzle, ale ja, jak to ja,  wszystko pogubiłam. Mam kilka zdjęć z tego. Ta moja uśmiechnięta morda, gdy odbierałam ta nagrodę prześladuje mnie do dziś. Od tego momentu już ani razu nie raniłam uszów nikogo!





Styczeń, 2007 r.

Zabawa karnawałowa, bal przebierańców, zwał jak zwał. Chyba każdy brał w tym udział, jak był  mały. Nie byłam wyjątkiem. Pamiętam, że wtedy uparłam się na strój księżniczki. Bitch please!! Teraz to ja nie wiem, co ja miałam w głowie! Nigdy w życiu już nie przebiorę się za księżniczkę! Poza tym, okazało się, że 3/4 dziewczynek było księżniczkami. Moja koleżanka, była najlepsza: przebrała się za Czerwonego Kapturka i... Wygrała konkurs. A ja się poryczałam. No bo przecież byłam najładniejszą z księżniczek! Fakt, koronę miałam chyba najlepszą, ale.. Czy ktoś widział księżniczkę ubraną całą na różowo?? Tak tak, uparłam się na różową sukienkę i rajstopy. Chyba tylko buty miałam niebieskie. Moda poszła w pizdu.
Podczas tej zabawy również śpiewałam. Tylko, dla odmiany z koleżanką. I, dla odmiany, zajęłyśmy ostatnie miejsce. A potem nawzajem zwaliłyśmy się z ławki, sfochane na siebie nawzajem.  I tak oto skończyła się moja dwuletnia przyjaźń z pierdoloną D. A teraz jestem happy, bo wiem, że to.. No... Suka była i tyle.




2008 r.

Znowu dyskoteka szkolna. Dobra, nie będę przedłużać. Wtedy nieodłącznym elementem każdej zabawy były.. Kaczuchy! J. zaciągnęła mnie na parkiet. A potem, jak się skończyło, to chciałam iść usiąść. I, niefortunnie, wylądowałam tyłkiem na podłodze, uderzając przy okazji nauczyciela. Gdzie?? Nie powiem, chyba sami się domyślicie. Nauczyciel się zwinął, ja byłam przerażona, J. stała i patrzyła raz na mnie, raz na niego. Nauczycielka, która przyszła mi pomóc, w sumie też, tylko dodatkowo powstrzymywała się od śmiechu i patrzyła ze.. Współczuciem? na nauczyciela, który nadal się zwijał. On za bardzo dramatyzował, czy naprawdę miałam taką siłę? Nieważne. W każdym razie cała reszta pokładała się ze śmiechu, niektórzy nawet się popłakali (na przykład taka J.) a ja obiecałam sobie wtedy, że już nigdy, ale to nigdy więcej nie pójdę na żadną dyskotekę!!

Bóg mnie chyba ochronił, bo nie miała żadnej lekcji z owym nauczycielem.





Lipiec/sierpień, 2010 r.

Może pojedziemy nad morze? Właśnie wtedy tam byłam. Koloniee.. Eh, to były czasy. Ale wracając. Ubłagaliśmy opiekunów, żebyśmy poszli na plażę i popływali w morzu. Oczywiście, namawianie ich zajęło nam cały dzień, ale wkońcu poszło. Jak wbiegliśmy na plażę, to wszystkie rzeczy walnęliśmy w jednym miejscu: "Oni pozbierają". Wlecieliśmy do wody jak opętani. Ale, pech chciał, że akurat w wodzie było mnóstwo wodorostów. No i ja, jako ta najbardziej mądra z całej grupy, złapałam jednego i... Wsadziłam Koledze do kąpielówek. On jak to poczuł, zaczął latać po całej plaży, wrzeszcząc i piszcząc (Piszczek!! xD). Ja się pokładałam ze śmiechu, podobnie zresztą jak reszta grupy, a opiekunki próbowały uspokoić biednego P. Potem dostała taki ochrzan, że o Mamciu! Chyba jednak nie zrobiło to na mnie większego wrażenia, bo już następnego dnia próbowałam utopić moją znienawidzoną koleżankę. Skończyło się na telefonie do rodziców. Jak wróciłam do domu, to dostałam mocna pucówę. I na tym się skończyło, bo potem już nigdy nie pojechałam na kolonie.





Czerwiec, 2014 r.


Było to na zakończenie gimnazjum. Wiadomo, jakieś przedstawienie wierszyki. No i pech chciał, że nauczycielka wcisnęła mi jakiś głupi wierszyk. Tak mi się nie chciało go uczyć, że zostawiłam sobie to na ostatni dzień przed akademią. Tak, tak, brawa dla mnie. No, i w sumie nauczyłam się. Kiedy podczas akademii podeszłam do mikrofonu, powiedziałam początek. W połowie się zacięłam i za cholerę nie mogłam sobie przypomnieć, co było dalej. Jak wybrnęłam z tej sytuacji? W sumie sama się sobie dziwię, bo oto rzekłam: "Chwila, chwila, już" i spojrzałam na karteczkę. Sala wybuchła śmiechem a ja zakończyłam swój monolog.




31 Grudzień, 2014r.

Ostatni dzień starego roku. Postanowiła tą noc spędzić u mojej psiapsiółki. Wszystko pięknie ładnie. Problem pojawił się, kiedy położyłyśmy się spać. Moja koleżanka normalnie  ubóstwia koty, za to ja najchętniej bym je wypierdziela za okno. No, ale cóż. W końcu to dom mojej koleżanki, nie będę się tam rządzić. Poprosiłam ją tylko, aby kotów nie było w nocy w pokoju, bo nie wytrzymam, jeśli któryś zacznie mi miauczeć do ucha. Nie było wyjścia i musiałam spać na jednym łóżku z A. Już mi się usypiało, gdy poczułam drapanie na ręce. Wysyczałam: "Spierdalaj", ale kiciuś ani myślał odejść. Po kilku sekundach mocno wkurwiona zamachnęłam się, żeby go zwalić. I co?? Okazało się, że to nie kot mnie drapał, tylko moja przyjaciółka chciała mi zrobić na złość. Ale za swój błąd zapłaciła, bo oberwała w nos. Na szczęście nic się nie stało, ale byłam przerażona, gdy ta zaczęła jęczeć, że złamałam jej nos. Oczywiście zrobił się harmider i przylecieli rodzice koleżanki. Potem przy śniadaniu było mi strasznie głupio. Gdy wychodziłam, przepraszałam moją koleżankę chyba ze dwadzieścia razy. Kolejnego dnia wytrajkotałam kolejne tysiąc przeprosin.




I na tym bym zakończyła swoje wspomnienia. Z nominacją wezmę przykład z Oironii i nominuję trzeciego, czwartego, szóstego i dziesiątego komentatora tego posta. Oby chociaż tyle ich było xD



Miłego wieczoru! :)



9 komentarzy:

  1. Co jak co ale ta historia z dyskoteki mnie rozsmieszyla ;DD
    obs/obs? ja juz zaczelam ;D

    http://choco-milk-blog.blogspot.nl

    OdpowiedzUsuń
  2. też nienawidzę kotów.. fajna ta zabawa :)

    moszovska-blog.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. no wiesz co :D ja kotki to wielbię!

    OdpowiedzUsuń
  4. fajne historie haha szczególnie ta z kotem:D
    nakrancumarzen.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo fajny post :)
    http://czarnykleks.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Ciekawy post :D
    obs za obs?
    http://domadomcia6.blogspot.com/
    ja już!! pozdrawiam!!!

    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo fajnie to opisałaś ;)
    Zmieniłam adres bloga z : Kolorowa-Zwariowanaa.blogspot.com na ---->
    http://by-oczii-blog.blogspot.com/
    Zapraszam ;*

    OdpowiedzUsuń
  8. O mój Boże! Miałam niemalże identyczną sytuację tylko, że na zakończenie podstawówki... zacięłam się w połowie wierszyka. Na szczęście pomogła mi wychowawczyni i podpowiedziała wers :D totalna masakra!
    Świetnie opisałaś! ;)

    martuskaaaa.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń